Via Ferraty na Słowacji - pierwsze kroki
- Edytka
- 7 lip 2022
- 6 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 16 wrz
Podczas wycieczki po Dolomitach zauważyliśmy ludzi w kaskach, lonżach i uprzężach, którzy schodzili z tradycyjnych szlaków, by wspinać się po zabezpieczonych, żelaznych trasach. Wyglądało to niezwykle efektownie i od razu pojawiła się w mojej głowie myśl: „Ja też tak bym chciała!”.
Postanowiliśmy spróbować swoich sił rodzinnie, ale pod okiem profesjonalistów. W Polsce jest wiele szkół oferujących kursy dla początkujących, a nasz wybór padł na firmę cieszącą się dobrymi opiniami i posiadającą profesjonalną stronę internetową. Wybraliśmy kurs weekendowy, który zaczynał się w piątek, kończył w niedzielę i odbywał się na Słowacji. Za dodatkową opłatą można było wypożyczyć od organizatora cały niezbędny sprzęt.
Naszym miejscem zakwaterowania była Chata Snowflake w miejscowości Martinské Hole.

Po dość wyczerpującej podróży – z burzami, objazdami i korkami – w końcu dotarliśmy do naszej chaty, zmęczeni, głodni i z godzinnym opóźnieniem. Na miejscu przywitał nas nowoczesny, a jednocześnie elegancki wystrój, a w środku znajdowało się wszystko, czego mogliśmy potrzebować.
Cały domek mieliśmy na wyłączność. Pokoje 3- i 4-osobowe uczestnicy wybierali sami, co dawało nam poczucie swobody. W pokojach czekały ręczniki i pościel, a pod chatą – bezpłatny parking. Do dyspozycji była dobrze wyposażona kuchnia, dwie łazienki, Wi-Fi, taras z miejscem na ognisko i grilla, a za dodatkową opłatą można było skorzystać z sauny.
Zaraz po przybyciu otrzymaliśmy firmowe koszulki i sprzęt wspinaczkowy, a przewodnik przedstawił plan na kolejne dni i wprowadził nas w podstawy via ferraty. Nie zabrakło też ostrzeżeń – podobno niedźwiedzie bywają w okolicy, a czasem nawet zaglądają blisko naszej chaty! Wieczór zakończył się spektakularną górską burzą, która idealnie podkreśliła atmosferę miejsca.
Via ferrata HZS Martinské Hole – Mała Fatra Luczańska
Następnego dnia, punktualnie o 9 rano, wyruszyliśmy na naszą pierwszą wyprawę. W plecakach mieliśmy cały sprzęt, zapas wody, kurtki przeciwdeszczowe i przekąski. Pierwszym etapem było zejście ze wzgórza, na którym mieszkaliśmy, w okolice hotelu Wellness Pensjonat Ferrata. Szliśmy łagodną, 8-kilometrową szutrową drogą wśród drzew – zajęło nam to około 2 godzin.
Dla chętnych była też alternatywa: wypożyczenie górskiej hulajnogi (kolobeżki) za 15 euro za osobę na zjazd. Po zakończeniu trasy sprzęt zostawiało się w wyznaczonym miejscu – idealna opcja dla tych, którzy chcieli poczuć trochę adrenaliny!


Nikt z nas nie skorzystał z opcji zjazdu hulajnogą, co wcale nie było złe – zwłaszcza dla osób o słabszej kondycji, które dzięki temu oszczędzały siły na dalszą część trasy.
Na parkingu pod hotelem uwagę przykuwała tablica informacyjna: ferrata jest sezonowo zamykana od 15.04 do 31.05 oraz od 15.09 do 31.10. Wstęp był bezpłatny, a w hotelu można było wypożyczyć zestawy wspinaczkowe za 10 euro plus kaucja 50 euro.
Czerwony szlak ferraty liczy 4,8 km, a jej trudność określa się jako A/B/C – czyli od „łatwej” do umiarkowanie trudnej. To idealna trasa dla początkujących, którzy chcą poczuć górską przygodę bez ryzyka.
Po dwóch godzinach żwawego marszu miałam nadzieję, że w końcu zacznie się ferrata… ale nie! Wąska ścieżka prowadziła nas dalej, w głąb malowniczego wąwozu wzdłuż rzeki. Wokół szumiały wodospady, a po drodze mijaliśmy ślady dawnej kopalni – małe wagoniki, które kiedyś przewoziły urobek, dodawały miejscu niezwykłego klimatu. Każdy krok sprawiał, że przyroda i historia tego miejsca coraz bardziej nas oczarowywały.
Przekraczaliśmy liczne mostki. Były one dla mnie największym wyzwaniem. Nie czuję się komfortowo przechodząc po drewnianej drabinie bez barierek. Chętnie poprosiłbym kogoś o rękę :), ale nie świadczyłoby to dobrze o mnie na minutę przed rozpoczęciem wymagającej wspinaczki.

Po godzinie dotarliśmy do miejsca, w którym nałożyliśmy na siebie lonże, kask i uprząż i z pewnym niepokojem w sercu zaczęliśmy nasz kurs.

Okazało się, że w całym tym umundurowaniu musieliśmy jeszcze pokonać 10-minutowy odcinek, zanim w końcu stanęliśmy pod pierwszą skałą z żelaznymi uchwytami.
Teraz mogę śmiało polecić tę via ferratę każdemu, kto chce rozpocząć taką przygodę. To znakomita zabawa, która sprawdza gibkość ciała, siłę rąk i ogólną sprawność fizyczną. Wdrapywaliśmy się po skałach, pokonywaliśmy trawersy wzdłuż skalnych ścian, przeszliśmy niezliczone drabinki i mosty przerzucone nad wąwozem – i wszystko to w otoczeniu soczystej zieleni, szumiących wodospadów i krystalicznie czystej rzeki.



W pewnym momencie trasa rozchodziła się na dwie. Do wyboru były przejścia o trudności A,B i B,C. My w programie mieliśmy właśnie tą drugą. I w tym momencie zaczynały się "schody". Tutaj już każdy krok wymagał namysłu, dłuższe odstępny między poszczególnymi klamrami wymagały podciągania się na rękach, szukania punktu zaczepienia w skałach i poświęcenia dużej uwagi na bardzo śliskie kamienie.

Jedna osoba z kursu nie podołała temu wyzwaniu, dlatego przewodnik musiał jej pomóc, używając dodatkowej liny asekuracyjnej. Było to jedyne rozwiązanie – osłabione ręce i mokre podłoże sprawiły, że w pewnym momencie osoba ta odpadła ze skały, pozostając przypięta jedynie jedną częścią lonży. Gdyby nie asekuracja, mogło skończyć się to niebezpiecznym upadkiem.
Przejście całej via ferraty zajęło nam około trzech godzin, wliczając przerwę na posiłek. Od końcowego odcinka trasy mieliśmy jeszcze około 20 minut drogi do naszej chatki, gdzie czekał zasłużony wypoczynek, grill i rozmowy o przeżytych przygodach.
Via ferrata Skalka pri Kremnici
Następnego dnia zaplanowana była zmiana miejsca szkolenia. Nowa lokalizacja – Skalka – znajduje się nieopodal słowackiej miejscowości Kremnica, a dojazd zajął nam około godzinę. Ośrodek Skałka oferuje wiele miejsc parkingowych; postój kosztuje 4 euro i można go opłacić albo poprzez SMS, albo kupując papierowy bilet w jednym z punktów na terenie ośrodka. Jest to jedyna opłata, ponieważ wstęp do atrakcji jest bezpłatny. Na miejscu można również wypożyczyć potrzebny sprzęt.
Dojście do via ferrat jest bardzo proste – zajmuje nie więcej niż 10 minut leśną ścieżką.
W tym miejscu istnieją dwie grupy tras, tworzące zbiorczo nazwany zespół ferrat „Komin” oraz otwarty w 2020 roku „Via Ferratový Svet”. W programie naszego szkolenia znajdował się właśnie pierwszy z nich.
Poziom trudności tras w Skałce jest bardzo zróżnicowany. Najprostsze mają wycenę A – czyli trasę dostępną niemal dla każdej sprawnej fizycznie osoby bez lęku wysokości. Górna granica trudności sięga aż litery F, co oznacza trasę ekstremalnie trudną, przeznaczoną jedynie dla doświadczonych wspinaczy.

Kuba, czyli nasz przewodnik opowiedział nam o kolejności w jakiej odkrywać mieliśmy te wspaniałe atrakcję.
Na początek wybrana została Janosikova Diera (A/B) – jest to bardzo krótka trasa trawersująca jedną z pomniejszych skał.
Kolejny miał być Most (A) – 80-metrowy most wiszący rozpięty między dwoma skałami. Następnie Zostupovka (A/B) – średniej długości trasa zejściowa, którą dociera się do większości innych via ferrat. A na końcu Komin (C) – główna ferrata w tej lokalizacji. Dość długie, ciekawe przejście przez długi komin skalny. Kominárska (C) – alternatywa końcowego odcinka ferraty Komin, bardziej stroma i dość ciasna.

Oprócz tego do wyboru w tym miejscu było jeszcze:
Jaskyniarska (B) – wariant jednego z odcinków ferraty Komin, prowadzący przez umiarkowanie ciasną jaskinię.
Trubacova Veza (B) – odgałęzienie ferraty Komin, prowadzące na skałę z symbolicznym krzyżem oraz krótki most linowy.
Lanova Siet (D) – wspinaczka po 30-metrowej, wiszącej pionowo, stalowej sieci.
Výzva (E) – najtrudniejsza ferrata w tej lokalizacji. Stroma, miejscami przewieszona wspinaczka na szczyt wysokiej skały.
Zaczęliśmy od niedużej skały nazwanej Janosikova Diera. To taka rozgrzewkowa, 5-minutowa przeprawa, która z dołu robi wrażenie wymagającej. Przejście jest jednak łatwe, przyjemne i idealne na początek.

Kolejnym punktem było pokonanie 80-metrowego mostu łączącego dwie skały. Ze względów bezpieczeństwa najlepiej jakby jednocześnie nie przebywało tam więcej niż 4 osoby. Widoki są zapierające dech w piersiach. Mi się skojarzyło z lotem z paralotnią. Podczas przejścia most trochę się chybocze, ale warto.

Dalej była łatwa trasa w dół za pośrednictwem ferraty Zostupovka. Schodziło się po prostu po stromych stopniach prowadzących do niewielkiego, wiszącego mostka.

Stamtąd można podjąć się wspinaczki ferratą Lanova Siet (D) . Jest to 30-metrowa sieć wisząca pionowo na skale. Tak na moje oko to niezbędne były tam mocne ręce. Wiele młodych ludzi przechodziło ten etap szybko i bezproblemowo. Też bym spróbowała, ale program tego nie przewidywał. My stanęliśmy do kolejki do Komina.

Jest to droga prowadząca najpierw po skałach w górę, następnie przechodzi się do wąskich przejść, takich szczelin między skałami. Z dużymi plecakami może to być w niektórych miejscach spore wyzwanie.

Ale najlepsze, najbardziej wymagające są drabinki prowadzące w górę, na których to już pewny uchwyt i mocna ręka to podstawa, ponieważ odchylone są one w pewnym stopniu od ściany. Jeżeli mdleją ręce to najlepiej użyć sztywnej lonży i odpocząć. Kilka osób z naszej grupy tak właśnie musiało zrobić. Nie chwaląc się przeszłam to miejsce bardzo szybko i sprawnie :).


Można było też wybrać obejście drogą o trudności B.
To już była ostatnia przeszkoda w tym dniu. Dodatkowo organizatorzy przewidzieli naukę zjazdu na linie. Wróciliśmy do ferraty Janosikova Diera, która teraz wyglądała na dziecinnie prostą i tam kto chciał mógł zjechać na zainstalowanej przez Kubę linie.

Na koniec powrót na parking, rozdanie dyplomów uczestnictwa, oddanie wypożyczonego sprzętu, uściski na pożegnanie i w głowie nowa myśl "gdzie ja to będę robiła następnym razem" :). Jestem zakochana w ferratach!!!
Zobacz video:
Komentarze