W tym roku postanowiliśmy skorzystać z oferty pewnej firmy turystycznej zajmującej się organizowaniem trekkingów górskich. Nie był to nasz pierwszy raz z tym tour operatorem, ponieważ dwa lata temu uczestniczyliśmy w podobnej wyprawie. Byliśmy wówczas zachwyceni, zarówno krajobrazami, trasami górskimi jak i profesjonalizmem przewodników. Raz na jakich czas potrzebujemy, żeby ktoś inny był odpowiedzialny za całość wycieczki.
I dlatego w tym roku znów chcieliśmy, żeby było łatwo.
Po kilku perturbacjach związanych ze zmianami celu i daty wyprawy, ostatecznie jako cel wybraliśmy Dolomity Brenta, a wyprawa miała się odbyć w pierwszym tygodniu sierpnia. Mimo, że zapewniony był transport autokarem, my, tak jak 2 lata temu, pojechaliśmy własnym samochodem. Do przejechania mieliśmy ponad 1100 km, więc uzgodniliśmy, że po około 700 km zrobimy przerwę na wypoczynek i nocleg, najlepiej w Austriackich Alpach.
Poprzez austriacki portal https://www.wilderkaiser.info/ udało nam się znaleźć niedrogi, trzyosobowy pokój ze śniadaniem za 60 euro. Ewentualną niedogodnością mogłaby być wspólna łazienka na korytarzu. Cena była dość niska w porównaniu z np. ofertami bookingu i dlatego z pewnym niepokojem oczekiwaliśmy naszego lokum. To co otrzymaliśmy w zamian przerosło nasze oczekiwania. W tyrolskiej, idyllicznej wiosce u podnóża Alp, odkryliśmy ukwiecone, maleńkie pensjonaciki. Ten, w którym mieszkaliśmy nazywał się Weissbach Hof.
Właścicielka mówiąca tylko po niemiecku, wskazała nam uroczy, czyściutki pokoik i znajdującą się obok idealnie czystą łazienkę. Z balkonu widzieliśmy góry, na zboczach których, były wyciągi dla narciarzy. Spod drzwi można było wyruszyć na liczne trasy piesze i rowerowe. Obok pensjonatu przepływał strumyk.
Tak jak przystało na starsze małżeństwo z austriackich gór, dom i ogród był pełen krasnali, laleczek i setek innych bibelotów. Szczególne wrażenie wywierały one nocą, gdy podświetlone delikatnym światłem sztucznych świeczek, towarzyszyły nam w drodze do łazienki. Nie sposób było nie przypomnieć sobie filmów z laleczką Chucky.
Oferowane śniadanie było bardzo ekonomiczne. Na osobę przydzielono po jednej białej bułce, do której można było dodać ser żółty, mielonkę, lub dżem domowej roboty. Była kawa, herbata i jogurt. Dostępne było też musli.
Tak najedzeni udaliśmy się w dalszą drogę do włoskich Dolomitów. Hotel, w którym mieliśmy wykupione noclegi nazywał się Sasso Rosso i znajdował się w górskiej miejscowości Commezzadura obok miasta słynącego ze sportów zimowych Madonna di Campiglio. Uroczy, bardzo czysty i klimatyczny oferował przestronne pokoje z dużą łazienką i balkonem oraz restaurację z urozmaiconym jedzeniem. Na przeciwko znajdowała się pizzeria i mały sklepik.
Lago di Tovel i Malga Flavona (Najpiękniejsza hala Brenty)
Naszą przygodę z Dolomitami Brenta zaczęliśmy od 18 km trasy w formie pętli wokół jeziora Tovel (1190 m n.p.m.).
Wczesnym rankiem wyruszyliśmy autokarem spod naszego hotelu, żeby po godzinie jazdy zaparkować w Centrum Visitatori prawie nad samym brzegiem jeziora. Agnieszka, nasza przewodniczka wytłumaczyła nam, że najlepiej jest zarezerwować miejsce na parkingu przez Internet, ponieważ, jeżeli górne miejsca parkingowe się zapełnią, to samochody kierowane są do dalszych, oddalonych spory kawałek od jeziora. Można tam dojechać również autobusami miejskimi, które jak zauważałam jeżdżą dosyć często. We Włoszech jest jeszcze obowiązek noszenia maseczek w środkach komunikacji.
Na początku wędrowaliśmy wygodną ścieżką przy linii brzegowej jeziora, następnie drogą gruntową w dolinie Val di Santa Maria della Flavona do mostu Ponte Rio Tresenga na wysokości 1562 m. Przewyższenie, które mieliśmy do pokonania na całej trasie wynosiło 690 m. W związku z tym, że trasa pięła się bardzo łagodnie, nie odczuwaliśmy znacznego zmęczenia, mimo palącego słońca.
Po dwóch godzinach marszu dotarliśmy na halę Malga Pozzol 1632 m, gdzie mieliśmy 20- minutową przerwę na wypoczynek i podziwianie otaczających szczytów.
Po krótkim, ale dość wymagającym podejściu osiągnęliśmy cel naszej wędrówki: halę Malga Flavona 1880 m. Stamtąd mieliśmy rewelacyjne widoki na północną grań Brenty. Znajdowało się tam gospodarstwo pasterskim, gdzie można było zakupić kawę, piwo i kanapki za dość rozsądną cenę. Była też bezpłatna toaleta i miejsce, gdzie osoby, które muszą z jakiś powodów zostać tam na biwak, mogą przyrządzić sobie jedzenie, skorzystać z bieżącej wody lub nawet przespać.
Po godzinnym odpoczynku rozpoczęliśmy dosyć długi trawers zachodniej ściany Cima di Val Scura 2672 m, aby z powrotem dotrzeć nad jezioro Tovel.
Cała wycieczka wraz z przerwami na wypoczynek zajęła nam 7 godzin, przewyższenie: ↑ 690 m, ↓ 690 m
Trawers głównej grani Brenty.
Kolejnego dnia, po półgodzinnej jeździe autokarem dotarliśmy do miasta Madonna Di Campiglio (1522 m). Stamtąd wjechaliśmy kolejką gondolową do górnej stacji na przełęczy Passo Groste (2442 m). Przełęcz ta tworzy szerokie, płaskie obniżenie pomiędzy należącymi do łańcucha Grupy Brenta szczytami Cima Grosté (2905 m) i Pietra Grande (2936 m).
Pierwszym etapem trasy był trekking do schroniska Rifugio Tuckett (2272 m). Droga tam prowadząca była bardzo kamienista i wymagająca sporej koncentracji. Na szczęście pogoda nam dopisywała, słoneczko świeciło i dzięki temu jak tylko mieliśmy możliwość podnieść skupione na kamienistej ścieżce oczy, to otwieraliśmy je naprawdę szeroko z zachwytu nad pięknem krajobrazu.
Rifugio Tuckett położone jest uroczo, pomiędzy Cima Sella (2913 m) a Cima Brenta (3150 m). Z tarasu widać wybijające się ponad chmury szczyty Adamello Presanella.
Różnica wysokości ze schroniska Stoppani al Groste (2450m), z którego wyruszaliśmy wyniosła 180 m w dół, średni czas na przejście to: 1:45; odległość: 3,83 km.
Dalej trasa prowadziła poprzez trawiastą Sella Fridolin (2143 m), gdzie znajdowało się skrzyżowanie ze ścieżką Bogani. Naszym celem było zdobycie Rifugio Brentei (2182 m). Trasa łącząca oba schroniska to klasyczny i bardzo popularny szlak, który nie nastręcza szczególnych trudności, z wyjątkiem odsłoniętej półki wyposażonej w poręcz w pobliżu Galerii Bogani.
Czas podróży ze Schroniska Tuckett do Schroniska Brentei to około 1,30 godz. Rifugio Brentei znajduje się na dużym trawiastym terenie w środkowej części Brenta. Jego lokalizacja jest niezwykła ze względu na różnorodność otaczającego krajobrazu: od trawiastej przestrzeni poprzez pionowe ściany Punte di Campiglio i wzniesienie Cima Mandron, aż do lodowej ściany Canalone Neri, która łączy Crozzon di Brenta z Cima Tosa .
Ze schroniska Brentei wróciliśmy tą samą drogą do Sella Fridolin, a stamtąd już zeszliśmy do schroniska Cascata di Mezzo. Zejście było dość strome, długie i wymagające sprawnych i silnych nóg. Wycieczkę zakończyliśmy w centrum Madonny di Campiglio.
Czas przejścia: ok. 8 godz., przewyższenie: ↑ 230 m, ↓ 750 m; Trudności techniczne: na krótkich odcinkach stalowe liny oraz metalowe stopnie, ekspozycja
Lodowiec Presena, szczyt Cima Presena (3069 m npm)
Kolejnego dnia, zmęczeni po dość wyczerpującej wtorkowej wycieczce, nie zdecydowaliśmy się skorzystać z możliwości wspięcia się na Monte Peller (2320 m). Trasa opisywana była jako najtrudniejsza pod względem kondycyjnym jak i technicznym. Przewyższenie wynosiło 1570 m. Miała to być 10 km wspinaczka i miała trwać około 6 godzin i zejście około 3 godzin. Jakiekolwiek widoki na szczycie nie były dla mnie na tyle atrakcyjne żeby przez 6 godzin mozolnie wspinać się mało widowiskowym szlakiem leśnym.
Wiele osób z grupy też tak uważało i na nasze potrzeby przewodniczka na szybko zorganizowała inną, spokojną wyprawę. Nasza nowa wycieczka zaczynała się w Passo del Tonale. Jest to przełęcz w Alpach Retyckich na wysokości 1883 m n.p.m., na pograniczu dwóch prowincji Brescia i Trydent w północnych Włoszech. Jest to region turystyczny z dużą stacją narciarską. Wjeżdżając do miasteczka, trudno było przeoczyć widok trzech paskudnych wieżowców, podobno przeznaczonych dla narciarzy, które oszpecały przepiękny krajobraz.
Z Passo Tonale mieliśmy się wspinać pieszo na przełęcz Passo Paradiso (2585), ale trasa wspinaczkowa, chociaż nie za długa (ok 700 m przewyższenia) nie wydawała się być atrakcyjna, prowadziła w pełnym słońcu pod kolejką gondolową.
Jak się okazało posiadaliśmy kartę Trentino Guest Card, która oferuje bezpłatne korzystanie z transportu publicznego w Trentino, w tym pociągów, dostęp do ponad 60 muzeów, 20 zamków i ponad 40 atrakcji. Dzięki tej karcie mogliśmy skorzystać z darmowego wjazdu na Passo Paradiso, oszczędzając czas i siły.
Na przełęczy mieliśmy możliwość podziwiania jeziora Monticello (2599 m) i zrobienia całej masy unikatowych zdjęć lodowca Presena.
Drugi etap prowadzący do schroniska Capanna Presena (2724 m) pokonaliśmy pieszo. Razem z robieniem zdjęć zajęło to nam około 30 minut. Znajduje się tam stacja pośrednia kolejki.
Z bardzo nowoczesnego i dość luksusowego schroniska prowadził już ostatni odcinek na szczyt lodowca Presena (3000 m), który był tylko możliwy do pokonania kolejką.
Ciekawostką jest to, że ze śniegu lodowca podczas odwilży wydobyto szczątki żołnierzy włoskich i austriackich walczących w I wojnie światowej. Na górze znajduje się pomnik i niewielkie muzeum w jednym z wydrążonych w skale tuneli.
Po dotarciu na wierzchołek lodowca, otoczonego majestatycznymi górami, postanowiliśmy zdobyć szczyt Cima Presena (3069 m). Było to bardziej zwalisko skalne, po którym trzeba było się wspinać przy pomocy rąk. Kijki trekkingowe były tu już bardziej przeszkodą niż pomocą. Widok z góry rekompensował wszystkie niedogodności wspinaczki.
Po zejściu szybko zjechaliśmy na stację pośrednią, ponieważ tłumy turystów u uniemożliwiały podziwianie widoków. W schronisku Capanna Presena wypiliśmy kawę na okazałym tarasie, poopalaliśmy się w górskim słoneczku i po około 40 minutach zjechaliśmy z powrotem do Passo del Tonale.
Giro Dei Cinque Laghi – Trasa Pięciu Jezior
Zapowiadał się piękny i słoneczny dzień, ale z prognozami burzowymi na wczesne popołudnie. W planach mieliśmy trasę pięciu jezior. Wycieczka do Cinque Laghi jest jedną z najbardziej znanych i popularnych wycieczek w całym regionie Madonna di Campiglio, ale także w całym Trentino. Trasa prowadzi przez jeziora: Ritorto, Lambino, Gelato, Serodoli i Nero. Ostatnim jeziorem jest Lago Nambino 1768 m, gdzie znajduje się malowniczo położone schronisko.
Wycieczkę rozpoczęliśmy w miejscowości Madonna Di Campiglio, skąd wjechaliśmy kolejką do Funivia 5 Laghi 2065 m.
Dobrze oznakowana ścieżka nr 232 prowadząca do pierwszego jeziora Ritorto (2055 m) była całkowicie płaska. W kilkanaście minut dotarliśmy do celu, a tam można było zrobić postój na zdjęcia i pograć na słynnych dzwonkach. Położone wśród pięknych gór Jezioro Ritorto oczarowało nas krystalicznie czystą wodą. Przyroda wokół zapierała dech w piersiach, leniwie pasące się krowy dotrzymywały nam towarzystwa. Wydawać by się mogło, że jesteśmy na idyllicznym obrazie.
Kolejnym etapem, najbardziej wymagającym kondycji, było dotarcie do przełęczy Passo Ritorto (2275 m). Wąska, kamienna droga prowadziła w pełnym słońcu stromo pod górę. Przejście zajęło około 20 minut.
Z przełęczy rozpoczęliśmy wędrówkę grzbietem górskim, który raz się wznosił a raz opadał. Przemieszczaliśmy się pomiędzy kolejnymi jeziorami podziwiając piękną panoramę Dolomitów Brenta. Widok był naprawdę wyjątkowy i spektakularny.
Kolejnym miejscem, gdzie zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek było położone w skalistej niecce jezioro Lambin (2324 m). Droga do tego miejsca zajęła nam około 45 minut.
Następnie kontynuowaliśmy wspinanie się po grani, aż do skrzyżowania (1 godzina). Dalej szlakiem 217 do pobliskiego jeziora Serodoli (2370 m, 0,30 godz.). Tam zatrzymaliśmy się na dłuższy odpoczynek, ponieważ było to idealne miejsce na kontemplowanie piękna przyrody, jednocześnie zaspakajając pragnienie i głód. Ciekawostką dotyczącą tego miejsca jest to, że od ubiegłego wieku basen ten był eksploatowany do celów hydroelektrycznych.
14 października 1954 r., podczas prac, otworzył się uskok, który spowodował prawie całkowite opróżnienie niecki. Woda spływała w dół rzeki, powodując bardzo poważne szkody, zwłaszcza w centrum turystycznym Madonna di Campiglio. Tylko dzięki szczęśliwym okolicznościom nie poniesiono strat w ludziach.
Po prawej stronie od jeziora Serodoli znajdowała się stroma ścieżka, którą kontynuowaliśmy zejście po głazach i kamieniach, najpierw do pięknego Lago Nero, a następnie do skrzyżowania. Jezioro Nero jest maleńkim zbiornikiem, wyglądającym raczej jak większa sadzawka. Ominęliśmy jego brzegi bez zatrzymywania się.
Od skrzyżowania szliśmy dalej w prawo drogą na szczęście już leśną, aby w końcu dojść do Schroniska Lago di Nambino (1770 m, 1.15 godz.). Tutaj znowu mieliśmy godzinną przerwę na późny lunch.
Po odpoczynku wyruszyliśmy już w końcową trasę do Madonna Di Campiglio, najpierw polnymi ścieżkami, a później szeroką szutrową drogą. Zajęło nam to około 45 minut.
Czas przejścia całej trasy to ok. 5 godz., z przewyższeniem: ↑ 350 m, ↓ 900 m.
Orti della Regina i Sentiero C. Constanzi - Trawers Pietra Grande 2936 m
Jeżeli miałabym komukolwiek polecać najlepszą i najpiękniejszą trasę wybrałabym właśnie trawers Pietra Grande. Do pokonania około 15 km widokową i urozmaiconą ścieżką z przewyższeniem ↑ 500 m, ↓ 1000 m. Po drodze niesamowite widoki oraz spora dawka adrenaliny przy pokonywaniu wąskich półek skalnych i jeszcze węższych, stromych ścieżek.
Po śniadaniu udaliśmy się do Madonny Di Campiglio. Stamtąd wjechaliśmy kolejką do górnej stacji na przełęczy Passo Groste 2442 m.
Z przełączy skierowaliśmy się w lewo w szutrową drogę w dół ok 200 m do schroniska Rifugio Graffer 2261 m.
Od schroniska rozpoczęliśmy trawers masywu Pietra Grande 2936 m. Pierwsza część trekkingu to spektakularna trasa do „Orti della Regina” (ogrodów królowej - 1 godz), po piargach i skałach u podnóża Pietra Grande.
Panoramiczna, o dużym znaczeniu geologicznym i botanicznym. Orto della Regina to jeden z najpiękniejszych tarasów Grupy Brenta, nazwany tak, ponieważ według starożytnej legendy królowa i jej świta schronili się w tym miejscu i zasadzili kwiaty i szczypiorek . Ogród Królowej słynie nie tylko z legendy, ale także dlatego, że znajdują się tam głazy z pięknymi skamieniałościami.